Tegoroczną majówkę zostawiłam na ostatnią chwilę – kierunek podróży wybrałam już jakiś czas temu, ale starając się nie zamykać na wszelkie inne opcje bilet na pociąg kupuję praktycznie na ostatnią chwilę, 2 dni przed wyjazdem. Duch spontaniczności w narodzie zaginął, więc jadę w pojedynkę, tylko góry i ja.
Wyjeżdżając wczesnym rankiem z Krakowa do Jeleniej Góry docieram dopiero po 13. Do Świeradowa-Zdroju, skąd zdecydowałam się rozpocząć wędrówkę na szlak odjeżdżam dopiero za godzinę, więc na spokojnie mogę przespacerować się przez miasteczko, jeszcze po drodze robiąc małe zakupy (kupując późno bilety nie pomyślałam również o odpowiednim zaopatrzeniu się na drogę). Wysiadając w Świeradowie przeżywam déjà vu – rozpoznaję szkołę i park obok przystanku i nagle uzmysławiam sobie, że byłam tutaj już 2 lata temu, biorąc udział w imprezie na orientację Izerska Wielka Wyrypa. Zupełnie o tym zapomniałam – teraz bez problemu przypominam sobie naszą walkę o pierwszy znaleziony checkpoint, łatwość, z jaką znajdywałyśmy każdy następny i wszystkie błędy w naszej strategii działania. Do tej pory pośród różnych innych artefaktów w moim pokoju wisi wypalany gliniany medal za ukończenie wyścigu.
Świeradów opuszczam dosyć późno (dochodzi 18), więc porzucam wstępny plan o spacerze przez Stóg Izerski i wkraczam na niebieski szlak przez Polanę. Mijam wiatę z drewnianych bali strzegącą źródełka zaglądam na przytulne poddasze – rozrzucając matę i śpiwór można znaleźć tam całkiem zacny nocleg.
Gdzieniegdzie na szlaku zalegają resztki śniegu, w formie mniej lub bardziej stałej, więc chlapię się w błocie aż do wejścia na asfalt przy skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym (Główny Szlak Sudecki). Wkraczając na Polanę Izerską otwiera się przede mną rozległa przestrzeń poprzecinana wydreptanymi ścieżkami pośród torfowisk i resztkami murów nieistniejących już zabudowań, w oddali widać zarys schroniska na Stogu Izerskim. Tymczasem przede mną pojawia się jedyny budynek funkcjonujący w przestrzeni – Chatka Górzystów, mój cel na dzisiejszy wieczór. Swego czasu mieściła się w nim miejscowa szkoła, dzisiaj zaś stanowi jedyną pozostałość po wsi Groß-Iser, całkowicie zniszczonej w latach powojennych. Nie jest to miejsce dla każdego – nie da się tu dojechać samochodem, pokoje są wyłącznie wieloosobowe, elektryczność pojawia się od wielkiego dzwonu lub wcale, wieczory spędza się w świetle świec lub latarek a o ogrzewanie trzeba zadbać samemu. Może właśnie dzięki temu schronisko ma swój niezaprzeczalny urok i pozwala odpocząć od niedzielnych turystów i gwaru miast. Chyba najbardziej znanym symbolem Chatki są wielkie naleśniki z jagodami, dostępne w sezonie i chętnie kupowane szczególnie przez cyklistów, których spotykałam na szlaku całkiem licznie.
Nad Polaną powoli zapada noc. Już od jakiegoś czasu planowałam popróbować w praktyce fotografii wędrówek gwiazd po bezchmurnym niebie, więc nieco żałuję, że nie zabrałam ze sobą statywu – tutejszy rejon daje szerokie pole do popisu w ramach fotografii nocnej. Izerski Park Ciemnego Nieba zajmuje doliny Izery i Jizerki wraz z otaczającymi je grzbietami górskimi. Mimo, iż tutejsze niebo jest aż 2 razy jaśniejsze od nieba nieskażonego zanieczyszczeniem światłem i tak bije na głowę nawet nocne widoki z tatrzańskich szczytów. W Polsce istnieją zaledwie 2 miejsca chronionego nocnego krajobrazu – jeden w Izerach, drugi to Park Gwiezdnego Nieba „Bieszczady” (uzupełniający się ze słowackim Parkiem Ciemnego Nieba „Połoniny”).
Od wejścia na szlak przeszłam zaledwie 7km, ale całodniowa podróż – dwukrotnie pociągiem, później autobusem – budzi we mnie zmęczenie już chwilę po nadejściu nocy. W świetle czołówki planuję trasę na kolejny dzień, składając mapę postanawiam zwolnić jutrzejsze tempo (mam tendencję do gonienia po górach) i zawijam się w śpiwór.
Dzisiejszy dystans: ok 400km pociągiem + 8km pieszo.