Dopakowuję do kufrów ostatnie drobne przedmioty, sprawdzam czy wszystko jest na swoim miejscu i czekam na znak – odbieram smsa, Tomek będzie w Barwinku ok 16, więc mam jeszcze trochę czasu na wychillowanie. Po 12 załadowuję się na motocykl – kufry boczne i kufer centralny, do tego plecak i namiot na miejscu pasażera (co znacząco utrudnia każdorazowe dosiadanie Osiołka) dodaje do masy całkowitej jakieś 30kg i niestety zmienia nieco środek ciężkości. Gdy tylko udaje mi się wyruszyć z podwórka okazuje się, że nie taki diabeł straszny – zrobiło się nieco mulasto, ale komfort prowadzenia nie zmienił się – jest tak samo fantastycznie jak zawsze :)

Do Barwinka dobijam nieco przed 16, akurat na tyle aby zdążyć zatankować (i motocykl, i siebie) i wysłać smsa – po chwili pojawia się Tomek na swojej eFci (nieco starsza siostra mojego wehikułu). Szybkie zapoznanie i ruszamy w trasę, po drodze wypatrując jakiegoś miejsca na posilenie się, nieskutecznie niestety – po słowackiej stronie tylko wsiowe knajpy z napojami, ani sklepu nie uświadczysz. Udaje nam się najeść dopiero po wyjeździe na drogę krajową. Po kolejnej godzinie przekraczamy granicę węgierską, co daje o sobie znać w jakości asfaltu – jakoś tak bardziej dziurawo i nierówno. Po 19 dojeżdżamy do Tokaju. Znajdujemy przyjemny pusty camping nad rzeką – oprócz nas jest zaledwie kilku gości (w tym rozbita w sąsiedztwie rodzinka), więc panuje błoga cisza. Po krótkiej polsko-angielsko-niemieckiej rozmowie negocjacjujemy cenę 12e (za 2 osoby z namiotem i motocyklami) i rozbijamy bazę.  W barze nie da sie kupić nic do spożycia poza hot-dogiem i alkoholem, więc raczeymy się tym co mamy odpoczywając w wiklinowych fotelach. Gdzieś w tle leci transmisja meczu finałowego piłki nożnej, ale węgierski komentarz nie dodaje żadnej informacji do mojej całkowitej niewiedzy na ten temat.

Pierwsza próba pokazuje, że udało mi się całkiem nieźle spakować – strategiczne rzeczy obozowe znajdują się w 1 kufrze, więc nie muszę przekopywać się przez wszystko co posiadam.

Dookoła słychać jedynie cykanie świerszczy i szum drzew – w sam raz na dobry odpoczynek, jutro czeka nas długi odcinek za granicę z Rumunią.

Dzisiejszy dystans: 277km

[osm_map_v3 map_center=”48.668,21.249″ zoom=”6″ width=”100%” height=”450″ file_list=”../../../../wp-content/uploads/2016/12/2016.07.10_rumunia_tokaj.gpx” file_color_list=”red”]