W tym roku po raz drugi udało mi się skorzystać ze szkoleń prowadzonych w ramach Akademii Górskiej. W planach miałam też zobaczenie kilku prelekcji/pokazów na Spotkaniach z Filmem Górskim, ale jak świat zmienny, tak i plany na bieżąco ulegają zmianom. Ale może po kolei…
Spotkania z Filmem Górskim to cykliczny, organizowany od 2005r. festiwal filmów i spotkań z ludźmi gór, wraz z imprezami towarzyszącymi. Tegoroczna, 12 edycja odbyła się w dniach 31 sierpnia-4 września w Zakopanem. Głównym miejscem festiwalowym było tradycyjnie Kino Sokół, przy Orkana 2. Tam tez mieścił się kiermasz literatury, odzieży i sprzętu (aby nie robić sobie smaka na czyhające tam łakocie nawet nie wchodziłam do budynku).
4 dni obficie wypełnione zostały pokazami filmów górskich, spotkaniami z alpinistami, wspinaczami, ludźmi, którzy związali z górami całe swoje życie. Równolegle odbywały się wystawy i warsztaty fotograficzne poświęcone portretowi, „czwartek literacki” i warsztaty plastyczne dla dzieci oraz przedstawienia teatralne. Jedną z nowości programowych była wycieczka w stylu retro, w strojach z epoki – dla każdego, bez programu, na której wszystko może się wydarzyć.
Leżący obok Sokoła plac Niepodległości opanowany został przez wspinaczy – ostatnie 2 dni festiwalowe rozgrywano 11. Zako Boulder Power, zawody stanowiące edycję Pucharu Polski w boulderingu. Na rozstawionej na placu scenie nakręcone zostały zaawansowane problemy – magnezja gęsto unosiła się w powietrzu, bo było z czym walczyć.
W ramach Festiwalu od kilku lat organizowana jest Akademia Górska – główny powód, dla którego zjawiłam się w te dni w zazwyczaj omijanym przeze mnie z daleka Zakopanem. Akademia to 2 dni warsztatów poświęconych rozmaitym zagadnieniom dotyczącym działalności górskiej, Ze względu na bardzo ograniczoną ilość miejsc na pojedynczych zajęciach zapisy przebiegają błyskawicznie – najbardziej oblegane rozchodzą się w mgnieniu oka.
Tegoroczna tematyka prezentowała się następująco:
- Nawigacja
- Ferraty
- Wycofywanie się ze ścian bez stałych stanowisk zjazdowych
- Warsztat biegów górskich z zegarkami SUUNTO
- Pierwsza pomoc – wypadki wspinaczkowe
- Poruszanie się w terenie eksponowanym z elementami wspinania
- Wspinanie
Na najbardziej wyczekiwane przeze mnie szkolenie – wspinanie – niestety spóźniłam się z zapisem. Trudno się dziwić, wejście na Mnicha dla 4 osób to nie lada gratka. Na pocieszenie pozostałam przy Nawigacji i Wycofach.
Na pierwszy ogień idzie Nawigacja. Po 7 rano zjawiam się w Kuźnicach – do szkolenia jeszcze chwila, więc dla zabicia czasu zagłębiam się w lekturę wystawy o Szkole Domowej Pracy Kobiet generałowej Zamoyskiej (bardzo ciekawa inicjatywa, polecam poczytać!). Punktualnie o 8ej zagłębiamy się w teorię nawigacji: koordynaty, GPS, uchylenie magnetyczne, azymut, skala mapy, odczytywanie nachylenie terenu względem poziomic – wiadomości dużo, zaledwie obiliśmy się o tak szeroki temat, a czasu za mało. Po 3 godzinach wyruszamy sprawdzić nabyte wiadomości w terenie – resztę doczytam po powrocie.
Niestety nie mamy zgody TPN na zejście ze szlaków (co trochę kłóci się z idea takiego szkolenia), musimy trzymać się nurtu wyznaczanego przez podążające w góry i ku miastu potoki ludzi. Pogoda dopisała, więc do Zakopanego ściągnęły tłumy. Robimy pętlę Kuźnice-Hotel Górski PTTK Kalatówki-Schronisko na Hali Kondratowej-Kuźnice, po drodze porównując nasze odczyty z mapy i wskazania GPS (tutaj 2 wersje: turystyczny Garmin i aplikacja na smartfonie), lokalizując z pomocą kompasu okoliczne szczyty na mapie. O ile można to mniej-więcej wydedukować z samej mapy, to już określenie naszej dokładnej pozycji na szlaki nastręcza nam trochę trudności – minimalna pomyłka w odczycie powoduje, że poszukiwana na grani Długiego Giewontu Szczerbinka nie daje się odnaleźć za pierwszym razem. Wniosek? Wszystko trzeba niejednokrotnie przećwiczyć, aby nabrać wprawy pozwalającej na takie operacje w terenie.
Dzień drugi – tym razem zbiórka już o 7ej rano. Radosna zbieranina ok 15 osób upchana zostaje w 2 busiki – rozdzielamy się i nasza połowa wycieczki wyrusza w stronę Palenicy. Podróżujemy nietuzinkowo – już na bramce do TPN wzbudzamy zainteresowanie, które nie niknie w oczach ludzi mijanych przez kolejne kilometry asfaltu prowadzącego do Morskiego Oka. O ile fasiąg to niestety codzienny widok na tej trasie, to wypchany ludźmi bus stanowi nie lada atrakcje turystyczną. Dla samej przejażdżki warto było zapisać się na warsztaty ;)
Cała trasa zajęła nam niecałą godzinę, więc już przed 8 wkraczamy na żółty szlak w stronę Szpiglasowego Wierchu. Po kilkudziesięciu minutach docieramy na próg Mnicha – to nasz poligon na dzisiejszy dzień. Po drodze zrobiony został rekonesans dotyczący poziomu zaawansowania uczestników – jest nieźle, więc zaczynamy budowanie stanowisk i zjazdy. Kości i camy gładko zacierają się w tatrzańskim granicie – zupełnie inna zabawa w porównaniu z Jurajskim wapieniem. Wiążemy ładny warkocz na linie, testujemy fantazyjny węzeł „MK” i godzina po godzinie pokonujemy wysokość. W trakcie dnia każdy z nas wykonuje po 4 zjazdy, różnymi technikami, na różnych stanowiskach (bądź bez nich) – spory kawał tej wiedzy miałam już opracowany, ale praktyka pokazuje drobne szczegóły, na które warto zwrócić uwagę. Przyda się na podkrakowskich tradowych klasykach :)