Moja relacja wyjazdu do Rumunii wyszła nieco chaotycznie, wiec aby zostawić trochę lepsze wrażenie – garść podsumowania :)

Wyjazd planowany na 2 tygodnie zajął nam 10 dni.

Liczba ofiar w ludziach: 1 kolorowa kostka plus liczne pogryzienia po wszędobylskich owadach.

Ofiary w motocyklach: nie licząc dokręcania śrubek, zużytych kilkunastu trytytek, luzującego się lusterka i nowych otarć i obić na kufrach obyło się bez awarii. F650GS dwóch generacji, załadowane po sufit, bez problemu dawały sobie radę w zróżnicowanym terenie – szutry, piaszczyste i kamienne ścieżki oraz zarośnięte łąki są im niestraszne.

Standardowo zapakowałam wiele rzeczy, których nie użyłam oraz nie wzięłam kilku, które mogłyby mi się przydać (do zapisania – skompletować mały zestaw kluczy jako standardowe wyposażenie kufra).

W połowie wyjazdu odkryłam niesamowite paprochy na obiektywie, wiec jakość zdjęć z tego wyjazdu jest poza wszelką krytyka (zapisać – zawsze sprawdzić sprzęt przed wyjazdem!).

W czasie tych 10 dni zrobiliśmy ok. 2700km, licząc od przejścia granicznego w Barwinku do Radocyny.

[osm_map_v3 map_center=”47.717,22.303″ zoom=”6″ width=”100%” height=”450″ file_list=”../../../../wp-content/uploads/2016/12/2016.07.10-19_rumunia_full.gpx” file_color_list=”red”]

 

Plan wstępny standardowo ulegał gruntownym przekształceniom już podczas wyjazdu. Obita kostka popsuła nam nieco trawers Fogaraszy, za to odkryłam perełkę, jaką jest grań Piatra Craiului, i to w mój ulubiony sposób – tylko góry i ja. Załamanie pogody przegnało nas z odkrywania trasy Transfogaraskiej i Transalpiny, za to zostawiło powód do odwiedzenia Rumunii ponownie – co też z przyjemnością uczynię jeszcze nie raz :)

Granice: wyjeżdżając z Polski najlepiej jest przejechać przez Słowację (motocykle jadą bez winiety)  i Węgry (koszt winietki ok. 10E). Drugą opcja –  mniej wygodną i bardziej niebezpieczną – jest przejazd przez Ukrainę, w ten sposób możemy dostać się od razu w okolice Sapanty.

Paliwo: całkowity koszt wyniósł (mnie) ok 700zł.  Najlepiej zatankować przed granicą Polsko-Słowacką i później już w Rumunii – przy dobrym spalaniu na spokojnie pokonacie ten dystans. Ceny paliwa w RO są porównywalne do polskich.

Noclegi: 6 darmowych w hotelu z milionem gwiazd (w tym niezapomniana noc na Piatrze), 4 przygodne noclegi w hostelach, gdzie cena oscyluje w okolicach 40zl. Nie robiliśmy wcześniej żadnych rezerwacji, wszystkie noclegi wyszukiwaliśmy w trasie, szukając noclegu przed zapadnięciem zmroku, więc nie trzeba się o to obawiać. W Rumunii całkowicie legalnie można rozbijać się z namiotem,  z czego chętnie korzystaliśmy. Dla własnego spokoju i wygody najlepiej zjechać kawałek od osiedli i dróg – naszą standardową konfiguracją była polana/łąka + rzeczka obok.

Jedzenie: ceny bardzo porównywalne do polskich. Mieliśmy ze sobą trochę liofów przygotowanych na Fogarasze – większość wróciła z nami z powrotem do kraju.

Całkowity koszt wyjazdu: ok 150ozł za 10 dni na 2 kółkach.

Rumunia pozostanie dla mnie już zawsze krajem stworzonym dla motocykla. Chcąc podróżować bez ograniczeń napotkamy wszechobecne szutry, kamieniste górskie szlaki, kwieciste łąki, błotniste leśne dukty są dobrym testem dla każdego motocykla i motocyklisty. Było to moje pierwsze poważniejsze spotkanie z enduro, z którego ku mojej dumie wyszłam obronną ręką. Biorąc pod uwagę moje przyszłe motocyklowe plany jeszcze nie raz się z nim spotkam. Samochodem dojedziemy co prawda w niemal wszystkie zakątki, które odwiedziliśmy, ale ze względu na bardzo zróżnicowaną jakość dróg zajmie nam to o wiele więcej czasu i niemiłosiernie wytłuczemy zawieszenie. Ze względu na charakter naszej wyprawy nie mam pojęcia jak wygląda komunikacja publiczna w tym kraju – jakiekolwiek autobusy widzieliśmy tylko w miastach, za to całkiem rozległa sieć linii kolejowych daje nadzieję na wygodne podróżowanie.

Przyjaźni i niekonfliktowi ludzie, przystępne ceny, mało rozwinięta turystyka (pomijając duże miasta i szablonowe punkty odwiedzin) oraz niesamowite krajobrazy – to wszystko sprawia, że Rumunia jest ciągle perełka dla żadnych przygód i spędzenia czasu z dala od tłumów turystów. Warto się pospieszyć – kraj szybko się rozwija i pewnie już za kilka lat utraci wiele ze swojej sielskości i dzikości, co tak bardzo cenię w swoich podróżach.

Kończąc moją wypowiedź: koniecznie odwiedźcie Rumunię – im dłużej tym lepiej!

Dziękuję za uwagę ;)