Spotkanie z notozaurem i skarby sprzed 230 milionów lat znalezione w Jaworznie.
Moja tegoroczna statystyka ilości stworzonych wpisów (a jednocześnie ilości wyjazdów) woła o pomstę do nieba. Częściowo wynika to z mojego niedbalstwa we wrzucaniu notek na bieżąco, częściowo z kilkumiesięcznej przerwy w aktywnościach jakichkolwiek. Mamy początek września – oznacza to ni mniej, ni więcej, że mam jeszcze całe 4 (!) miesiące na nadganianie, co też czynię, korzystając z najmniejszych nawet okazji.
Poświęcając 1 dzień z zaległego urlopu postanawiam poświęcić piątek na załatwienie kilku zaległości (nie udało się) i przejażdżkę motocyklem. 2 kółka mają tą zaletę, że byle pretekst pozwala na przyjemne przejechanie długich kilometrów, podziwianie krajobrazu i nie zajmowanie swojej głowy takimi drobnostkami ja jakość nawierzchni czy aktualne spalanie. Wrzucam do kufra kilka maillonów (które równie dobrze mogły poczekać nawet i tydzień na dostarczenie przy okazji) i ruszam na północ, ku podkrakowskim dolinkom. Droga olkuska, dolina Kluczwody, legendarne Bolechowice, przyjemne widokowo pagórki w okolicach Rudawy, szybkie Krzeszowice i wjeżdżam na znaną już sobie z ostatniego wyjazdu trasę Orlich Gniazd. Korzystając z długiego zjazdu aż do Krzeszowic, z wiatrem we włosach, nie zwracałam zupełnie uwagi na przydrożne atrakcje. Tym razem zatrzymuję się przy źródełku proroka Eliasza i… rozkręcam motocykl. Od jakiegoś czasu nie działa mi pokładowa ładowarka – po 10 minutach sprawdzania połączenia z akumulatorem nie osiągam niczego (poza podpięciem świateł terenowych, które pominęłam przy ostatnim grzebaniu) i odpoczywam przy śniadaniu.
Wspomniane źródełko otoczono murowaną cembrowiną w kształcie serca. Poziom wody jest niski, ale ciągle płynie, więc po małej gimnastyce mogę zaczerpnąć chłodnej wody. Obchodząc je dookoła kończę rytuał, który wg miejscowej legendy ma pomóc mi znaleźć prawdziwą miłość (stąd druga nazwa tego miejsca – Źródełko Miłości). Zostaje tylko czekać ;)
Niedługo później mijam Olkusz i docieram do Bukowna. Dostrzegając dziwną zbieżność nazewnictwa z Jaworznem podejrzewam, że już niedługo dotrę do celu podróży, a jednocześnie zastanawiam się, czy nazwy obu miejscowości mają jakiś związek z tutejszym drzewostanem. Sprawa pozostaje do sprawdzenia.
Krajobraz szybko zmienia się na dużo bardziej „śląski”. Dookoła królują iglaki i wielkie pokłady piasku – do tego stopnia, że miejscami przypomina to gigantyczną piaskownicę dla dorosłych dzieci. Zamiast babek z piasku gęsto utkane ślady dwu- i czterokołowców. Pewnie mając mniejszy i lżejszy sprzęcik i odpowiednie umiejętności sama wskoczyłabym tam na chwilę zabawy ;)
Tym oto wstępem długości połowy wpisu zbliżam się do meritum. Jaworzno wita mnie robotami drogowymi na wielką skalę. Wszystko jest rozkopane do tego stopnia, że zamiast przejechać 2km do GeoSfery robię wielkie koło i chyba trzykrotnie powiększam ten dystans. Parkuję na niemalże pustym parkingu i idę na spacer. Dochodząc do wejścia na teren parku mam nieodparte wrażenie zwiedzania jakiejś hybrydy krakowskiego Zakrzówka (spacer wzdłuż płotu nad skarpą przez wąskie, zarośnięte ścieżki) i Libanu (wysokie ściany kruchej skały). Ośrodek Edukacji Ekologiczno-Geologicznej znajdujący się w dawnym kamieniołomie Sadowa Góra na mapach satelitarnych Google widnieje jako pusty teren z zaledwie kilkoma ścieżkami i brakiem utwardzonego dojazdu, ale rzeczywistość jest o wiele ciekawsza. Płaska jak stół ul. Św. Wojciecha prowadzi prosto na jeden z kilku parkingów w ścisłym otoczeniu parku. Korzystając z głównego wejścia na teren nie ma problemu z wjazdem rowerem czy dziecięcym wózkiem. Boczne wejścia (jak to, z którego skorzystałam) to dosyć strome schody i o ile ja zjechałabym z ich rowerem, to zarówno zjazd, jak i podjazd będą niemożliwe dla większości odwiedzających. Zwiedzanie jest bezpłatne – nie ma kas biletowych.
Park nie jest duży, ale warto przy wejściu zwrócić uwagę na siatkę ścieżek i zaplanować optymalna trasę, chyba że nie przeszkadza nam krążenie w kółko i wracanie w to samo miejsce. Na terenie dawnego kamieniołomu jest jedna ścieżka edukacyjna, prowadząca przez wszystkie atrakcje, i duża ilość punktów wypoczynkowych – wiaty dla grup, place zabaw, miejsca na ognisko, ławki czy nawet drewniane leżaki nad niewielkim jeziorkiem. W pobliżu środka parku znajduje się Pawilon Edukacyjny, w tym momencie w trakcie rozbudowy. Śledząc GeoSferową stronę na Fb widać, że w sezonie wakacyjnym wiele się tam dzieje.
Powstanie ośrodka w Sadowej Górze miało związek ze znalezieniem w tym miejscu kości notozaura – żyjącego w okresie triasu drapieżnego prajaszczura wodno-lądowego (z którym można zrobić sobie zdjęcie przy jeziorku). Warto pamiętać, że jest to miejsce o charakterze edukacyjnym, nie ma więc co liczyć na fajerwerki i nieziemskie atrakcje. O ile tylko potrafimy docenić ciszę i spokój i mamy w sobie potrzebę poszerzania naszej wiedzy o świeci jest to na pewno ciekawy punkt na niedzielną wycieczkę.
Do Krakowa wracam najkrótszą trasą omijającą bramki – ładowanie jak nie działało tak nie działa a kluczenie po zmroku po wioskach zostawiam sobie na inny termin. Po drodze oczywiście lekko błądzę, ale za to odkrywam nową widokową trasę przez Brodło. Każda wycieczka daje pomysły na kolejną!
[osm_map_v3 map_center=”50.182,19.563″ zoom=”10″ width=”100%” height=”450″ file_list=”../../../../wp-content/uploads/gpx/2017.09.01_geosfera.gpx” file_color_list=”red”]