Skiturowe wejście na Zuckerhütl – najwyższy szczyt Alp Stubajskich, na dobre rozpoczęcie wyjazdu.

Start jest prosty – gondolką ośrodka narciarskiego na lodowcu Stubai wjeżdżamy na 3050m, na stację Fernaujoch. Korzystamy ze specjalnej oferty dla skiturowców – ski-mountaineering skipass, pozwalający na wjazd w dowolny punkt ośrodka, kosztuje 20.50EUR, czyli mniej niż połowę ceny jednodniowego karnetu dla osoby dorosłej. Odrazu zapinamy narty i zjeżdżamy na północny wschód – kawałek stokiem, aby za chwilę wpaść w szczodrze osypane puchem żlebiki w okolicy tras. Na poziomie 2900, w wyraźnej niecce, gdzie narty same hamują, przepinamy się na foki i zaczynamy podejście.

Tak samo zaczynają się 2 najpopularniejsze tury w tej okolicy – pierwsza z nich wiedzie na Pfeffenkogel; druga na najwyższy szczyt Alp Stubajskich, Zuckerhutl. Plan jest ambitny – wejście na szczyt, przejście granią na Wilder Pfaff, zjazd na drugą stronę lodowca, przejście przez przełęcz pod Sudlicher Fernaukogel i zjazd w dolinę, ile puści (oby do auta!).

Zaczyna się nieźle – świeci słońce, dzięki czemu jest całkiem ciepło, ponad chmurami widać błękitne niebo. Założony z głową ślad nie zmusza nas nawet do torowania. Jedyne z czym części z nas przychodzi walczyć to zmiana wysokości – szybki wjazd z poziomu niecałego tysiąca metrów na ponad 3 daje się we znaki bólem głowy i ogólnym osłabieniem.

Celem złagodzenia objawów co jakiś czas robimy krótkie postoje na łyk wody, złapanie oddechu i rozpoznanie terenu. Dla większości z nas to zupełnie nowy rejon, więc jest co oglądać i mapa krąży z rąk do rąk. Za plecami znajduję kolejną kuszącą piramidkę, z którą muszę się kiedyś zapoznać (sprawdzając po powrocie mapę odszukuję prawdopodobny szczyt – Gaiskogel, 2820m).

Cały czas idziemy wypłaszczeniem w niecce między 2 graniami – trochę przypomina to spacer tatrzańskimi dolinami, ale dookoła nie wystaje żaden świerk ni kosówka, co najwyżej jakiś samotny głaz. Wg. odczytów ze stacji aktualnie zalegająca warstwa śniegu to ponad 4 metry doskonale zakrywającego wszelkie szczegóły terenu śniegu. Zupełnie nie odczuwamy, że cały czas idziemy po lodowcu. W środku zimy szczeliny są zasklepione i niewidoczne, przykryte idealnie płaskim stokiem.

Gdy dochodzimy na wysokość Pfeffenkogel pogoda się zmienia – chmury schodzą na wysokość szlaku i zakrywają okoliczne szczyty, utrudniając nam lokalizację naszego celu. Zauważamy go dopiero na miejscu postoju – przy rosłym głazie na skraju stromego stoku, stanowiącego idealne miejsce na przeszpejenie (uwaga na nawis!). Zostawiamy w depozycie narty i kije, na butach lądują raki, w rękach czekan, przy uprzęży sprzęt do zjazdu. Wejście na szczyt wymaga stromego podejścia na przednich zębach raków – w sezonie letnim wisi tu łańcuch do asekuracji, teraz jednak głęboko zakopany. Połowa podejścia jest dosyć prosta i zarówno zęby raków, jak i dziabka siadają pewnie – mimo wszystko jednak idziemy związani w 2 zespołach trójkowych, na wszelki wypadek. Górna połowa okazuje się być przykryta grubą warstwa świeżego puchu, sprawiającą dokopanie się do stabilnej podstawy prawie niemożliwym. Pniemy się w górę czujnie i trochę „na słowo honoru” stawiając kroki, tym razem jednak z górną asekuracją – upadek stąd, w przypadku nieudanego wątpliwego wyhamowania, skutkowałby poobijaniem się o wystające poniżej skały.

Przedrapanie się na górę zajmuje nam dobre pół godziny – w tym czasie pogoda psuje się doszczętnie, więc Zuckerhütl wita nas na szczycie klasyczną dupówą. Widoków nie ma, ale i tak jets fajnie!

Zjeżdżamy ze szczytu na poręczówce przywiązanej do krzyża, „na strażaka”, aby nie utrudniać wejścia drugiemu zespołowi. Szybka przepinka na narty, bez marnowania czasu na zdejmowanie uprzęży, i wracamy na dół. Z grani i przełęczy nici – cała akcja zajęła dużo więcej czasu nie przewidywano, do tego doszło załamanie pogody. Zostaje nam szybki powrót na punkt startowy podejścia i podbieg z językiem na brodzie, aby tylko zdążyć na kolejkę na dół – udaje nam się, 10 minut do końca działania. Mamy dzisiaj farta ;)

Czas wycieczki: ok 3h

Dystans: 7km

Przewyższenie: 700m

(Powyższe dane obejmują czas od założenia fok do wejścia na orczyk)

[osm_map_v3 map_center=”46.9705,11.1402″ zoom=”14″ width=”100%” height=”450″ file_list=”../../../../wp-content/uploads/gpx/2018.02.11_stubai_zuckerhutl.kml” file_color_list=”#ff0000″ file_title=”2018.02.11_stubai_zuckerhutl.kml”]