Majowe wspinanie na Costa Blanca, czyli jak po zupełnie nieprzepracowanej zimie zrobić jakąś fajną drogę w słońcu Hiszpanii.
Pomysł wiosennego rozwspinu w Hiszpanii zakwitł dobrych kilka miesięcy wcześniej i wydawać by się mogło, że będziemy do tego dobrze przygotowani, ale jak doświadczenie uczy, nie mogło być tak łatwo. Kosztem dobrego sezonu narciarskiego zupełnie nie przepracowałam wspinaczkowo sezonu panelowego i na słoneczną Costa Blancę pojechałam w najgorszej kondycji od dobrych kilku miesięcy. Nie oceniając słuszności podejmowanych przez mnie decyzji przedstawiam Wam 3 drogi wielowyciągowe na które z pewnością należy zwrócić uwagę będąc w okolicy.
Akcja naszej opowieści dzieje się w Calpe…
Sierra de Toix, Magical Mystery Tour (V, 120m)
Pierwsza wielowyciągówka, w którą wstawiamy się podczas wyjazdu zaczyna się kilkusetmetrowym spacerem na skraju klifu z parkingu przy Sierra de Toix. Po lewej mijamy przyjemny sektor sportowy, który swoją popularność zawdzięcza również dzięki odbywającym się tu kursom skałkowym.
W pewnym momencie zaraz na skraju klifu znajdujemy 4 ringi zjazdowe nad przepaścią. Rowland’s Magical Mystery Tour zaczyna się 50m zjazdem ku nieznanemu. Dawnymi czasy zejście na dół klifu dostępne było dla każdego o mocnych nerwach – prowadziła tędy drabinka turystyczna. Trochę drewnianych stopni, kilka kotew w ścianie, trochę żelastwa – zjeżdżając po linie mijamy resztki tamtejszej konstrukcji, oplecione starą i pokrytą warstwą soli liną. W chwili obecnej próba zejścia po niej grozi śmiercią, ale pewnie i za czasów swojej świetności nie miała wiele wspólnego z jakimikolwiek zasadami bezpieczeństwa (i zdrowego rozsądku).
Lądując na wielkiej półce na skraju klifu oszpejamy się i ruszamy w drogę. Pierwsze 3 wyciągi można, mając odpowiednio długą linę śmiało połączyć w 1 – pomijając przewinięcie się przez kancik z poręczówkami i przejście przez 2 progi nie ma żadnych trudności (poza omijaniem wszechobecnych odchodów mew) i trasa wiedzie więcej po płaskim niż w pionie. Uważajcie na przegięcie liny i nieumyślne wciągnięcie partnera w dziurę – takie łączenie tych 3 wyciągów wymaga uwagi i rozważnego prowadzenia.
Początek 4. wyciągu przy stałym stanowisku wreszcie przynosi nam jakieś wspinanie, chociaż zadziwiająco krótkie – cały wyciąg ma ledwo z 9m powietrznego trawersu nad wodą. Niby nic, ale brak solidnej podstawy pod nogami robi wrażenie.
W momencie gdy stajemy przy stanowisku zaczyna lać. Kropelka po kropelce strumień wody zalewa nam pozostałe kluczowe wyciągi (notabene te, na których się rzeczywiście wspina). Pomiędzy krótkimi chwilami podchodzenia w górę ściany, przy stanowiskach nachodzi mnie myśl, jak bardzo nie chcę tu być i jaka to podła droga. Ciężko mi nawet ocenić urodę ostatnich 3 wyciągów, bo walka z mokrą ścianą i gniecenie się na 2 zespoły, gdy trzeci nadchodzi tuż za nami, leży daleko od mojej definicji przyjemnej wspinaczki.
Koniec drogi witam z ulgą, jakiej dawno świat nie widział. Pewnie przy ładnej pogodzie i suchej skale droga będzie fajną przygodą na początek wspinania na Costa Blance i mogłabym ją śmiało polecić, ale do tej pory mam bardzo mieszane uczucia na jej temat.
Mascarat, Llobet-Bertomeu (V+, 250m)
Na trasie N332 pomiędzy Calpe a Pueblo Mascarat, przy rzuconych nad głębokim wąwozem mostach startuje nasza druga wielowyciągówka. Samochód parkujemy kilkaset metrów przed tunelem (od strony Calpe) i podążamy na wyłączony z użytkowania, a będący teraz dużą atrakcją turystyczną i platformą dla poszukiwaczy wrażeń most. Pod nami jakieś 60m do dna wąwozu, na środku zgrabne stanowisko, odpowiednia lina, kilku śmiałków – i mamy gotowy przepis na urozmaicenie sobie życia w wolne słoneczne popołudnia. Wygląda to następująco: liny przymocowuje się do stanowiska na kamiennym starym moście, po czym ochotnik przechodzi na znajdujący się 35m dalej nowy most, dowiązany przechodzi przez barierkę i… rzuca się w przepaść. W sieci bez problemu można znaleźć filmiki jak takie coś wygląda, ale ewentualne próby powtarzania polecam robić z wielka rozwagą – niejedna osoba już tam zginęła w wyniku zerwania liny.
Dla tych nieco mniej odważnych (a może szalonych?) Mascarat Gorge stanowi platformę do startu w jedną z ładniejszych dróg w tym rejonie – Llobet-Bertomeu.
Pierwszy wyciąg to tułanie się po kruchym i krzakach, ale nie zrażajcie się tym – droga jest lita, ładna i naprawdę warta zrobienia, gdyż wiele się na niej dzieje. Znalezienie dokładnego opisu nie stanowi żadnego problemu, więc tylko pokrótce opiszę poszczególne wyciągi: I – dosyć odpychające tułanie po krzakach i kruchym terenie; II – ładny wyciąg po klamach z nieco wyślizganym siłowym, bulderowym startem; III – łatwy trójkowy teren na samych pętlach + przeniesienie stanowiska pod właściwą ścianę drogi; IV – zacięcie z wyjściem na płytę i trawersem (nie przeoczyć! na wprost czeka zapych w VI teren); V – kluczowy wyciąg długim, technicznym zacięciem z nieźle rozmieszczonymi rysami i lekkim wyślizgiem (dla samego tego wyciągu warto wbić się w drogę), VI – wspinanie po dobrych chwytach z niezła lufą i trawers pod wiszącym głazem; VII – krótki, zaledwie kilkumetrowy banalny wyciąg (nie warto łączyć z poprzednim ze względu na przegięcie liny).
Po wyjściu na platformę końcową wiążemy się na lotnej i podciętymi tarasami schodzimy w dół. Sama lotna daje oparcie psychiczne, ale nie ma tam zbyt wielkiego sensu – przelotów nie ma za bardzo gdzie zakładać, więc szybko z niej rezygnujemy. Po drodze w dół spotykamy gigantyczną cebulę, która od tej pory jest dla mnie znakiem-symbolem tej drogi ;)
Fajne topo drogi z dużą ilością zdjęć znajdziecie również tutaj.
Penon de Ifach, Diedro UBSA (V+, 250m)
Na początku zaznaczę, że tej drogi nie robiliśmy, ale na pewno warta jest wspomnienia.
Droga-legenda, dla łojantów z odpowiednim sprężem i zapasem, kusi i przeraża już od pierwszego spojrzenia na jej przebieg w ścianie. Penon de Ifach, samotna skała na wybrzeży Calpe, od południa wznosi się znad powierzchni lądu i morza 300m wysokości pionową ścianą, poprzecinaną gdzieniegdzie dachami, przewieszkami, rysami. Im bliżej podchodzimy tym większa i poważniejsza się wydaje.
Jedną z najbardziej polecanych dróg w rejonie Calpe jest Diedro UBSA – 8-wyciągowa, 250m droga o maksymalnej trudności za V+ a minimalnej… praktycznie tej samej. Droga zaczyna się III wyciągiem, po czym aż do końca ciągnie trudnościami w okolicach V. Koniecznie należy dobrze mierzyć czas i siły na zamiary – po zrobieniu V wyciągu następuje zjazd do kolejnego – po zrobieniu tego kroku odwrót jest niemożliwy i jak mówi staropolskie przysłowie „the only way down is up”.
Dla mniej wprawnych wspinaczy poleca się drogę Via Valenciana. Na szczyt Penon de Ifach można się dostać także szlakiem turystycznym, prowadzącym przez wydrążony w skale tunel od północnej strony.
Wspinanie sportowe
W okolicy Calpe tak obrodziło rejonami wspinaczkowymi, że nawet chcąc spędzić tam 2 tygodnie i codziennie rano i wieczorem odwiedzać inne miejsce nie stanowi to żadnego problemu. W promieniu do kilkudziesięciu kilometrów znajdziemy pełny rozstrzał wycen (III – 8b) i polecanych dróg o różnorodnej charakterystyce.
Z rzeczy naprawdę ważnych – koniecznie zabierzcie ze sobą najnowsze dostępne topo. Nasze drukowane wydanie z 2005 roku dostarczyło nam emocji. Nadmorski klimat sprzyja korozji przelotów i stanowisk, za czym idzie częsta ich wymiana i zmiana koncepcji autorów. Wiele dróg jest reekipowanych, uklasycznianych lub obijanych i nigdy do końca nie wiadomo co zastaniecie. Również całe rejony pojawiają się i znikają – w miejsce jednego, który chcieliśmy odwiedzić w dzień restowy znaleźliśmy rozrytą ciężkimi maszynami przestrzeń na sprzedaż pod budowę apartamentowca. Pomijając lokalne biura przewodnickie i wygrzebane w internecie schematy, najlepszy (i być może jedyny) przewodnik wspinaczkowy po Costa Blance wydaje Rockfax. Można go dostać na miejscu (w cenie ok 40EUR), więc nie załamujcie się, gdy nie będzie dostępne nigdzie w Polsce (jak to było w naszym przypadku).
Sam przewodnik wart jest swojej ceny – rejony są dobrze opisane, łącznie z opcjami dojazdu; każda droga zawiera krótką charakterystykę i poza wyceną, ocenę jej urody.
Jak dotrzeć? Najłatwiej i najszybciej – samolotem. W dobie tanich lotów przelot z Krakowa do Alicante jest najlepszą i najtańszą opcją. Bilety w obie strony z bagażem rejestrowanym (20kg w obie strony) kosztowały nas ok. 1000zł, bez wyszukiwania okazyjnych cen.
Kiedy? Na mieście mówi się, że najlepszy okres na wspinanie na Costa Blanca to luty-marzec. My lądujemy tam pod koniec kwietnia i odczuwana aura dużo zależy od indywidualnych preferencji. Ja zdecydowanie wolę bardziej wysokogórski/skandynawskie klimaty i było mi tam zdecydowanie za ciepło, mimo temperatur nie przekraczających 30*.
Gdzie? Sercem rejonu i prawdopodobnie najlepszą baza wypadową jest Calpe. Bez większego problemu w dobrej cenie znajdziemy wygodny apartament dla całej grupy – pora wspinaczkowa leży poza sezonem turystycznym, więc wybór lokali jest szeroki. W budynku, który zamieszkiwaliśmy oprócz naszego zajętych było zaledwie z 8 apartamentów (na ok. 40). Celując w działanie głównie w konkretnym rejonie, jak Sella, lepiej zatrzymać się bliżej celu i dojeżdżać w pozostałe miejsca.
Jak się przemieszczać? Jeśli tylko mamy taką możliwość – wypożyczonym autem. Kursujące pomiędzy większymi miejscowościami i bardziej lokalnie busy i pociągi stanowią jakąś opcję podróżowania, ale dotarcie w wiele rejonów wspinaczkowych będzie niemożliwe (lub bardzo czasochłonne).
Co warto wiedzieć? W Hiszpanii w godzinach popołudniowych (16-20) panuje sjesta, więc zjedzenie czegoś przed 20 jest nie lada wyczynem i zazwyczaj udaje się tylko w wybitnie turystycznych miejscach.
Co jeść? Owoce morza i ryby są nieporównywalnie tańsze niż w Polsce, więc dobrą opcją jest gotowanie samemu, w zaciszu mieszkania., ale polecam też spróbowanie lokalnej kuchni – paella w El Andaluz, przyniesiona na gigantycznym woku (?) na 4 osoby z pewnością zasługuje na uznanie! Zachęcam również do spróbowania lokalnych owoców – pomarańcze smakują zupełnie inaczej niż powszechnie nam znane, a takich ciekawostek jak nispero nie widziałam wcześniej nigdzie indziej.
Dla kogo? Costa Blanca kojarzy się głównie z rajem dla kolarzy (których spotykaliśmy setki każdego dnia – drogi są bardzo widokowe i płaskie jak stół), ale będzie równie dobrym wyborem dla wspinacza na każdym poziomie zaawansowania. W promieniu do kilkudziesięciu kilometrów znajdziemy drogi w przedziale od III do 8b (a może i więcej?), w rejonach o różnorodnej charakterystyce, sportowe i wielowyciągowe. Jeśli tylko pogoda nie spłata nam psikusa – nie będziemy się tu nudzić.