Na 2 kołach przez leśne trakty i biegiem na Sokole Gniazdo.

Głównym punktem mojego czerwcowego wyjazdu jest Czeska Szwajcaria. Od Kudowy-Zdrój dzieli nas niecałe 200km, czyli 3 godziny jazdy – dystans do obskoczenia bezproblemowo na raz, ale wliczając w to pory posiłków wrzucam sobie w nawigację 2 przystanki ;)

Pierwszy punkt programu znajduje się zaledwie 30km za granicą kraju, w miejscowości Kuks, na trasie na Hradec Kralove. Kuks to gmina i wieś, ale najbardziej słynie ze znajdującego się tutaj kompleksu szpitalnego (znaki drogowe wskazujące na to miejsce spotkacie już na granicy).

Szpital Kuks powstał w XVIIIw. jako potężny klasztor ojców Bonifratrów, ze szpitalem, kościołem i grobowcem rodziny Šporków, założycieli wsi. Jako szpital działał do 1938r, a aktualnie stanowi atrakcję turystyczną regionu i siedzibę Czeskiego Muzeum Farmacji. Wizytówką i główną ozdobą kompleksu są wystawione przed klasztornym frontem alegorie Religii, Cnót i Grzechów autorstwa Mateusza Bernadra Brauna – czołowego rzeźbiarza baroku w Czechach.

Oficjalna strona szpitalu Kuks znajduje się tutaj.

Turystyczny parking szpitalny, do którego prowadzą znaki znajduje się po drugiej stronie rzeki, ale zaraz pod szpitalnym murem znajduje się duży plac parkingowy – nie wiem na jakiej zasadzie działa i czy jest płatny, ale będąc w okolicy nie zaszkodzi zajechać i sprawdzić ;) Spacer z tego dalszego pozwala na podziwianie szpitala w całej okazałości i daje okazję na dłuższy spacer. W ogrodzie zielnym, znajdującym się na tyłach kompleksu zjadam drugie śniadanie i chłonę słońce – cały dzień lampa z drobnymi, przelotnymi opadami deszczu. Robi się gorąco a rozebrać się z kombinezonu nie ma jak, więc nie zabawiam długo poza zasięgiem cienia i ruszam dalej w świat.

Nie wiem jak to się dzieje, ale podróżując na motocyklu zdarza mi się znienacka jechać długie kilometry w zupełnie inną stronę niż powinnam, mimo dokładnego podążania za znakami i stronami świata – ale wyłącznie na motocyklu! Mam dobrą orientację w terenie i wszelkie inne środki transportu nie sprawiają mi takich niespodzianek, więc chętnie przyjmę uwagi nt. takiego stanu rzeczy ;) Ma to swoje plusy – często zapędzam się w krainy spokojne i malownicze, o których istnieniu nigdy bym nie usłyszała.

Już pod wieczór docieram do drugiego punktu wycieczki an drodze do Czeskiej Szwajcarii. Pańska Skała, bo o niej mowa, to 20-metrowej wysokości wzniesienie zbudowane z bazaltowych słupów o średnicy 20-25cm i różnym stopniu nachylenia. Zakłada się, że powstała jakieś 30 milionów lat temu w wyniku działalności wulkanicznej – wyrzucona lawa nie dotarła do powierzchni ziemi i zastygła w kominie wulkanicznym, wychodzącym na powierzchnię wiele później.

Pańska Skała to najstarszy w Czechach rezerwat geologiczny, jednocześnie jeden z najstarszych tego typu w Europie. Na jej szczyt można wejść ścieżką prowadzącą po połogiej stronie wzniesienia, ale ciężko trafić na moment, kiedy nie ma tam turystów.

Park Narodowy Czeska Szwajcaria to 79km² terenu, obejmującego najcenniejsze regiony łabskich piaskowców (Jetřichovické stěny), oraz część Děčínských stěn, gdzie występują unikatowe piaskowcowe skalne miasta. Jak to wygląda w rzeczywistości? Wjeżdżając wieczorem w granice Parku zapiera dech – idealnej jakości asfalt prowadzi nas serpentynami w rosłym, dojrzałym lesie, w którym gra zachodzącego słońca rzuca snopy światła na świeżą zieleń roślin po ciepłym, wiosennym deszczu. Objeżdżam pagórki i dolinki, otwarte polany i zacienione przepusty, i mam ochotę zatrzymywać się co 100m i robić tyle zdjęć, ile tylko się da, aby zapisać ten obraz jak najlepiej w pamięci. Dzisiaj przede mną jeszcze tylko dojazd na nocleg, więc korzystam z okrężnej drogi (niejednej!) do czasu, aż głód zagoni mnie na spanie ;) Tutejsi mieszkańcy żyją turystyką, więc znalezienie kwatery nawet na ostatnią chwilę nie stanowi problemu – na terenie parku znajduje się kilka malowniczych miejscowości, oczywiście budowanych na szwajcarską wioskę.

Czeska Szwajcaria to raj dla turysty – zmotoryzowanego, rowerzysty czy pieszego. Idealny asfalt, długie kilometry wąskich, leśnych ścieżek (ale nie bójcie się, jest jak się wymijać!), rozbudowana sieć szlaków turystycznych, parkingi dla camperów i vanów (najbardziej popularny jest ten w Mezni Louka) i dobre zaplecze spożywcze.

Symbolem Czeskiej Szwajcarii jest największy w Europie naturalna łuk skalny – Brama Pravčicka, i znajdujący się u jej podstawy pałacyk Sokole Gniazdo, pełniący dzisiaj rolę restauracji. Początek czerwonego szlaku do Bramy znajduje się z miejscowości Mezni Louka, gdzie na przydrożnym placyku zostawiamy auto (parking jest płatny). Jeśli pytając panią z obsługi o czas dojścia usłyszycie o 2.5h nie wierzcie w to – idąc szybkim krokiem (no, podbiegając ;) cała trasa zajęła mi 30-kilka minut. Szlak jest dostępny dla każdego (łącznie z dziećmi) i nie sposób się na nim zgubić.

Osiągając Sokole Gniazdo łuk skalny widzimy tuż nad sobą, więc niewybredni lub szczególnie oszczędni mogą tutaj zawrócić. Wszystkim polecam jednak zapłacenie w kasie za bilecik wstępu i wspięcie się ponad Bramę, na skalne tarasy okalające całą dolinę. Najlepiej wybrać się tam wieczorem, gdy zachodzące słońce gra światłem na ścianach zza naszych pleców i są najlepsze warunki do fotografowania. Mój rozkład dnia sprawia, że jestem na górze idealnie w samo południe, więc o grze światła nie ma mowy, ale widoki i tak są piękne!

Pravčicka Brama to imponujący skalny łuk o 26.5m szerokości u podstawy i 16m wysokości. Prawdopodobnie da się dostać na niego  którymś z okolicznych szlaków (wydawało mi się, że na szczycie widniała ścieżka), ale nie wiem na ile jest to bezpieczne i legalne, w świetle ochrony przyrody.

Ważna wiadomość dla wspinaczy: po utworzeniu na terenie Czeskiej Szwajcarii Parku Narodowego wspinaczka została zakazana (wcześniej był to bardzo popularny rejon piaskowcowy), ale obecnie częściowo zezwolono na uprawienie wspinaczki w wyznaczonych rejonach parku.

Pora wracać w Sokoły (9up wzywa!), ale po drodze warto zahaczyć o kilka punktów na trasie:

  • Bolesławiecka fabryka ceramiki – porcelanowy kubek to jedyna pamiątka, jaką przywiozłam z tej podróży.
  • Zabytkowy poewangelicki kościół Perła Żeliszowa (w Żeliszowie) – imponująca budowla zbudowana na planie elipsy (20x30m). Aktualnie w remoncie, ale robotnicy pozwolili mi ładnie rozejrzeć się w środku, opowiedzieli o planach odbudowy i kilku ciekawostkach z historii kościoła ;)
  • Dobrze zachowane ruiny kościoła ewangelickiego w Starych Jaroszowicach – dachu nie ma, ale same mury i wieżą są w idealnym stanie. Na wielu z nich możemy wypatrzeć oryginalne malowane zdobienia. Ostrzegam, że środek jest zarośnięty krzakami, ale do przejścia.
  • Park krajobrazowy Doliny Bobru, z zamkiem Lenno i rezerwatem przyrody Góra Zamkowa.
  • Kolorowe Jeziorka w Wieściszowicach – raczej jako ciekawostka na leniwe popołudnie.

Wycieczkę zamykam w przejechanych 1500km. Chyba nieźle, jak na spontaniczny wyjazd ;)