Krótka pętelka w Masywie Śnieżnika, w sam raz na początek z jazdą po górskich wertepach.
W okolice Kotliny Kłodzkiej zapuszczam się tylko przy dwóch okazjach: podróżując po świecie na motocyklu lub w drodze na Festiwal Górski w Lądku-Zdroju. Perspektywa przesiedzenia bitych 3 dni na prelekcjach, filmach i warsztatach skłoniła mnie do wpakowania do bagażnika roweru, wrzucenia w kalendarz dodatkowego dnia urlopu i wyjazdu w góry – tym razem nieodwiedzany jeszcze przeze mnie Masyw Śnieżnika.
Przygoda zaczyna się na parkingu przy stacji narciarskiej Czarna Góra w Siennej, 20km od Lądka-Zdroju. Po drodze mijamy kopalnię uranu w Kletnie i położoną nieopodal Jaskinię Niedźwiedzią – największe atrakcje tych okolic. Okazja do zwiedzania nie ucieknie – tą samą drogę będę pokonywać rowerem, zamykając pętlę.
Pierwszy etap pokonuję kolejką linową Luxtorpeda, z rowerem wiszącym u mego boku na pokaźnym haku. Na wzgórzu znajduje się kilka tras downhillowych, więc widok uwieszonego do krzesła roweru jest tu codziennością, nie trzeba nawet martwić się o jego załadunek i ściągnięcie – wszystkim zajmuje się obsługa kolejki. Bilet w jedną stronę kosztuje 15zł (ze zjazdem 20zł) i już na starcie oszczędza mi 300m przewyższenia. Opcja nieco bardziej ambitna to wjazd asfaltem na Przełęcz Puchaczówka i na szlak od strony północnej. Traktuję ten wyjazd jako testowy, więc oszczędzam siły na dalsze fragmenty, tym bardziej, że jazda po asfalcie na szerokich oponach nie sprawia mi wielkiej frajdy.
Po osiągnięciu górnej stacji kolejki następuje najbardziej mozolny fragment dnia – trzeba przebić się do wieży telewizyjnej, częściowo wąskim i kamienistym szlakiem pieszym, częściowo na przełaj przez las. Przed samą wieżą gęsty las zamyka mi drogę dojścia do trasy dojazdowej do stacji, więc przecinam wzgórze na zachód, tracąc nieco z wysokości, ale w końcu docierając do miejsca, gdzie wreszcie mogę wsiąść na rower (aż do stacji jest to niemożliwe, ale jeśli ktoś tego dokonał – chętnie o tym usłyszę).
Najpierw żwirową drogą, później po płytach, by na zakręcie o niemalże 180* wbić się w las, wyznaczonym tu szlakiem rowerowym, trawersującym zbocza Jaworowej Kopy. Jedzie się przyjemnie, chociaż droga jest miejscami rozorana ciężkimi maszynami (pewnie do zwózki drewna) i koło łatwo ucieka po błocie zalegającym na koleinach (zaliczona 1 miękka wywrotka). Po ok 2km trasa łączy się z czerwonym Głównym Szlakiem Sudeckim, który doprowadzi nas aż do schroniska.
Mniej więcej w 2/3 trasy sypkim podjazdem wjeżdżam na Żmijowiec – zupełnie niewybitne 1153 n.p.m. Szczyt da się objechać z prawej strony, unikając przyjemności targania się pod górę. Przez moment nawet taka myśl przeszła mi przez głowę, ale widok jak w rzeczywistości wygląda ta ścieżka (błotnista i nieco zarośnięta) kazał przeć do przodu, tym bardziej, że po metry przewyższenia tu przyjechałam.
Od szczytu Żmijowca rozciąga się widok na ciemną sylwetkę Śnieżnika – wydaje się, że jest o wiele wyżej niż w rzeczywistości przyjdzie mi pokonać. Po krótkim zjeździe ląduję na przełęczy, skąd pozostaje mi ostatni, legendarny ostry podjazd pod schronisko (podobno większość osób ten fragment prowadzi rower). Czerwony trakt (wygląda to jak sypka cegła) pnie się jednostajnym nachyleniem – nie wiem czy siedzieć, aby dociskać tylne koło czy lepiej stać, dając mu się obsuwać, ale za to nie pozwalając na podbijanie przedniego, więc pokonuję ten odcinek na zmianę. Jest stromo – zatrzymuję się 3 razy żeby złapać oddech, ale wjeżdżam o własnych siłach do schroniska, które zaskakuje rozmiarem – w rzeczywistości jest większe niż wydaje się to na zdjęciach.
Od schroniska do szczytu Śnieżnika ciągnie się rezerwat, który oznacza zakaz wjazdu rowerem, więc po krótkim popasie resztę drogi pokonuję pieszo – przy schronisku znajduje się stojak na rowery, więc można bezpiecznie zaparkować tam swój pojazd. Próba wjazdu w moim przypadku skończyłaby się wniesieniem roweru na plecach i baaardzo czujnym i bolesnym zjazdem (o ile by się udało), ale właściciele rowerów z pełną amortyzacją powinni czerpać z tego sporo przyjemności.
Przewodnikowy czas wejścia na szczyt to 40min, ale ja bez gonienia wyrobiłam się w 18, więc spokojnie można zrobić to szybciej niż wskazywałyby na to znaki.
Na szczycie poczułam się jak na Pilsku ;) Płasko, wita mnie tylko oznaczenie szczytu, porozkładani dookoła ludzie i kopczykowisko – turyści ułożyli ich kilkadziesiąt dookoła, wygląda to bardzo intrygująco. Pozatym – kupa kamieni, będą pozostałościami po dawnej wieży widokowej, którą wysadzono w powietrze w 1973r.
Wracam tą samą do schroniska i wskakuję na rower. Od tego momentu trasa to dobry sprawdzian dla hamulców (ważne, żeby wiedzieć jak nimi pracować), które muszą być absolutnie sprawne – przede mną kilka kilometrów jednostajnego zjazdu, praktycznie bez wypłaszczeń pozwalających na zwolnienie klamek. Na przełęczy skręcam w prawo, zjeżdżając do Kletna trasą ER-2, Szlakiem Liczyrzepy – długodystansowy rowerowy szlak przez Sudety dociera aż tutaj. Cały czas zjeżdżam w otoczeniu lasu, najpierw szutrem, potem długo po poukładanych na trasie kamieniach (na hardtailu to droga przez mękę, nawet mając duży skok zawieszenia na przodzie wytrzęsło mnie solidnie, więc całą trasę zjeżdżam stojąc), aby dopiero pod koniec zjazdu powrócić do miłego szuterku.
Wjazd na asfalt w okolicy kopalni w Kletnie i Jaskini Niedźwiedziej rozpoczyna 4km wspinaczkę asfaltem – fani podjazdów będą zachwyceni, nawierzchnia jest dobrej jakości, nachylenie dosyć stałe, więc całkiem rozgrzewające 100+m do zrobienia daje dużą satysfakcję po wytłuczeniu się na zjeździe Liczyrzepą. Warto jedynie uważać na kierowców – trasa dojazdowa pod Czarną Górę jest wąska i najwyraźniej nie do każdego dotarły wieści o trzymaniu zdrowego odstępu od rowerzystów, a uciec nie ma gdzie – po prawej zieje stromy stok. Na szczęście ruch jest niewielki, minęło mnie zaledwie kilka aut.
Kończę krótkim zjazdem na parking pod wyciągiem, zapakowuję do bagażnika rower, wytrzepuję liście z butów (skąd się tam wzięły?) i podjeżdżam na Puchaczówkę. To będzie dobre miejsce na nocleg!
Długość trasy: 19km rowerem + 3km pieszo na szczyt
Przewyższenie: 500m podejścia, 700m zejścia
Trudność: 2/5