Podróżowanie zimą to zawsze loteria. Przy odrobinie szczęścia można trafić na ośnieżone krajobrazy, klimatycznie rozświetlone miasta i białe złoto wszędzie dookoła (co szczególnie dobrze pasuje do europejskich jarmarków Bożonarodzeniowych), albo tak jak tegorocznego lutego – na całkiem słoneczne, bezśnieżne dni z temperaturami oscylującymi około zera, które mimo wszystko całkiem sprzyjają zwiedzaniu.
Tegoroczne tanie loty na przedłużony weekend (+1) wylosowały nam najbardziej polskie miasto na Ukrainie – Lwów.
Jak dojechać
Absolutnie najpopularniejszą metodą dostania się do Lwowa jest transport lądowy. Na linii łączącej Polskę i Ukrainę znajduje się 8 przejść granicznych, z czego 6 wyłącznie dla ruchu samochodowego. Aby pieszo przekroczyć granicę musimy celować w jedno z dwóch pozostałych: Medyka-Szehyni lub Dołhobyczów-Uhrynow. Podróżowanie po ukraińskich wątpliwej jakości dogach jest przygoda samą w sobie, więc aby oszczędzić sobie tego – i przyjemności odstania swojej doli w kolejce na przejściu, która nierzadko jest imponującej długości – najlepiej opuścić swoje auto/autobus/cokolwiek przed granicą i przekroczyć ją pieszo. Zaraz za przejściem wsiadamy w busiki jadące prosto do Lwowa.
Również na kołach, ale nieco innego kalibru – podróż pociągiem. Ceny przyzwoite, wygoda nieporównywalna, przy tym w całkiem niezłym czasie, dzięki szybszej odprawie na granicy. Jedynym opóźniaczem jest konieczność dostosowania składu pociągu do ukraińskich standardów – innej szerokości torów.
Alternatywnym rozwiązaniem jest skorzystanie z transportu lotniczego. Na pewno będzie szybciej, a przy tym nie zaboli po kieszeni. Przykładowy lot na trasie Kraków-Lwów kosztował nas ok. 100zł/osobę (w obie strony) plus udział w opłacie za bagaż rejestrowany (jedna walizka w zupełności wystarcza na kilka osób, wliczając przywożone do kraju podarki).
Lot w jedną stronę trwa godzinę, za to podczas powrotu teleportujemy się prosto na rodzime lotnisko! Ze względu na różnicę czasu lądujemy w kraju dokładnie o godzinie wylotu :)
Z lotniska do centrum jest zaledwie 14km – dojedziemy tam trolejbusem (jej!) prosto spod terminalu. Jednorazowy bilet dla dorosłego kosztuje tylko 5 hrywien.
Po samym Lwowie najlepiej poruszać się pieszo – wszystkie główne atrakcje znajdują się w zasięgu max 15 minut spacerem od Rynku. Transport tramwajem wybraliśmy zaledwie raz, aby dojechać do Cmentarza Orląt Lwowskich.
Co zobaczyć
Najbardziej znane polskie miasto na Ukrainie słynie z zabytków – głównie sakralnych, ale i historycznych, nie znaczy to jednak, że ci mniej zainteresowani zwiedzaniem nie będą mieli co tu robić – miasto idzie z duchem czasu, co szczególnie widać w wielkiej ilości przeróżnej maści restauracji, knajpek i barów, urządzonych z pomysłem i fantazją.
Przeglądając internet w poszukiwaniu haseł takich jak „Lwów na weekend” czy „10 największych atrakcji Lwowa” w 90% przypadków traficie na tą samą kolekcję punktów do odwiedzenia. Nie chcąc spędzać tam tygodnia na grzebaniu po najdalszych zakątkach miasta, a jednocześnie odwiedzając to, co zobaczyć trzeba, nie uciekliśmy od klasyków:
- Ratusz Lwowski i wieża ratuszowa – w sam raz na pierwszy punkt do odwiedzenia podczas zwiedzania. Ze szczytu wieży widać cały Lwów, w zasięgu wzroku wszystkie turystycznie ważne punkty miasta. O godzinie 12 i 18 w dni robocze oraz co godzinę od 89 do 9 w dni wolne od pracy dwóch trębaczy z okna górnego piętra lwowskiego ratusza odgrywa hejnał lwowski.
- Wejście na wieżę jest płatne – wejściówka dla dorosłego to 30uah.
- Bazylika Archikatedralna pw. Wniebowzięcia NMP, potocznie zwana Katedra Łacińską, to jeden z najstarszych kościołów Lwowa. Trójnawowy gmach w stylu gotyckim powstał na przełomie XIV i XV wieku. Ciekawostka: obraz Matki Boskiej Łaskawej , „Ślicznej Gwiazdy miasta Lwowa”, znajdujący się w katedrze to tak naprawdę jedna z dwóch wiernych kopii – druga znajduje się w Lubaczowie, oryginał zaś spoczywa w skarbcu katedry na Wawelu. Obok katedry znajduje się jedyna pozostała kaplica grobowa z dawnego cmentarza – bogato rzeźbiona, zbudowana piaskowca, kaplica Boimów.
- Katedra ormiańska we Lwowie i Zaułek Ormiański to kompleks kilku budynków, stanowiący niemal od początku istnienia – XIV w. – ośrodkiem biskupstwa ormiańskiego. Wielokrotnie przebudowywana, zachowuje ślady architektoniczne ze wszystkich etapów swojej historii. Jako jedna z niewielu atrakcji Lwowa pogrążona była w ciszy i skupieniu, z dala od tłumu turystów – może dlatego, że główne wejście do katedry jest skromnie wkomponowane w zaułek ulicy i łatwo je przegapić. Naprawdę warto zajrzeć!
- Cerkiew Uspieńska, czyli Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej lub Cerkiew Wołoska to zabytkowa renesansowa budowla na Starym Mieście, będąca cały czas w użytkowaniu. Zespół cerkiewny przy ul. Ruskiej składa się z cerkwi Zaśnięcia, dzwonnicy (wieży Korniakta) i kaplicy Trzech Świętych Hierarchów.
- Kościół Bożego Ciała i klasztor oo. Dominikanów we Lwowie, a obecnie greckokatolicka cerkiew Najświętszej Eucharystii – jeden z najwspanialszych (tym razem) barokowych zabytków Lwowa. Przed katedrą znajdziemy pomnik Nikifora Krynickiego – łemkowskiego malarza i prymitywisty. Wzorem kopenhaskiej syrenki, wrocławskiego pomnika zwierząt rzeźnych, czy Julii z Werony jest tak wypolerowany, że aż lśni pociągnięcie Nikifora za nos rzekomo przynosi szczęście ;)
- Opera lwowska – Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, dawniej Teatr Miejski, w dwudziestoleciu międzywojennym Teatr Wielki). Reprezentant eklektyzmu, arcydzieło sztuki architektonicznej, a także rzeźby i malarstwa. Jedna z wielu żyjących atrakcji Lwowa – ceny biletów są absolutnie przystępne (nieporównywalnie do naszych), więc jeśli tylko macie ochotę i odpowiedni przyodziewek (w końcu to opera!) warto wybrać się na Jezioro Łabędzie, Wesele Figara. Don Kichota czy inny spektakl z szerokiego repertuaru lwowskiej opery.
- Wysoki Zamek to wznoszące się na nieomal 400m n.p.m wzgórze w północno-wschodnim rejonie Lwowa. Za czasów Kazimierza III Wielkiego wzniesiono tu rzeczywiście istniejący Wysoki Zamek. Obok ruin, na 300-tną rocznicę jej zawarcia, usypano kopiec Unii Lubelskiej – o zachodzie (i prawdopodobnie również i wschodzie) słońca najbardziej zatłoczone miejsce we Lwowie.
- Cmentarz Orląt Lwowskich – miejsce, o którym każdy Polak słyszał i odwiedzić powinien.
- Park Etnograficzny Szewczenkowski Gaj – położony na niesamowicie urozmaiconym terenie skansen architektury ludowej i życia codziennego Zachodniej Ukrainy, zbierający w jednym miejscu wiele grup etnograficznych: Bojkowszczyzny, Łemkowszczyzny, Huculszczyzny, Wołynia, Podola, Polesia, Bukowiny, Pokucia, Zakarpacia i Lwowszczyzny. Na spacer tutaj warto przeznaczyć 2-3h, bo jest co oglądać! Bilecik dla dorosłego – 40 uah. Więcej informacji na lvivskansen.org
- Pałac Korniakta – renesansowa kamienica w samym sercu Rynku. Za czasów Jana III Sobieskiego, który swego czadu był jej właścicielem, przebudowana na okazałą rezydencję, z arkadowym dziedzińcem w środku.
- Polskie ślady we Lwowie – spacerując po mieście niejednokrotnie natkniecie się na pozostałości polskich napisów i szyldów, mniej lub bardziej rzucających się w oczy, pamiętających czasy, gdy jeszcze Lwów był polskim miastem. Historia na murach zaklęta.
- Mająca pełnić funkcję pierwszego elementu systemu fortyfikacji otaczających Lwów cytadela. Nad miastem góruje baszta, do której jeszcze kilka lat temu dało się wejść – obecnie mieści się w niej magazyn książek.
- Pomnik plecaka – na koniec ciekawostka dla obieżyświatów. Żeby go znaleźć należy wejść na podwórze Wydziału Geografii Uniwersytetu Lwowskiego.
Gdzie spać…
Lwów, jak i cała Ukraina, łagodnie obchodzi się z portfelem turystów – bardzo korzystny przelicznik z hrywien na złotówki sprawia, że zarówno noclegi, jak i stołowanie się na mieście nie doprowadzi nas do bankructwa i pozwala cieszyć się wyjazdem nie wydając na kilkudniowy wyjazd wielkich sum pieniędzy. Kwota rzędy kilkunastu złotych za noc w hostelu, czy trzydziesty w wynajętym mieszkaniu to standard. Bardziej wymagający mogą zdecydować się na jeden z licznych hoteli – w zależności od ilości przyznanych gwiazdek ceny oscylują od ok. 80 do 200zł (wygodna opcja 4-gwiazdkowa!).
Lwów apartamentami stoi, więc znalezienie wolnego lokum w dobrej cenie nawet w szczycie sezonu nie będzie stanowić problemu. Mieszkając praktycznie na płycie Rynku (no, 10m od rogu) nocleg kosztował nas 30zł/osobę/noc.
…i gdzie zjeść?
Poruszając się w okolicy centrum Lwowa na każdym rogu i na każdej uliczce znajdziemy przyjemne knajpki, cukiernie, restauracje i bary, więc jadąc do miasta bez listy sprawdzonych miejsc z głodu na pewno nie umrzemy. Mimo wszystko jednak, poniżej znajdziecie listę kilku klasyków, do których zagląda każdy turysta (co może zwiastować kolejki przed wejściem, na które i my nie raz się natknęliśmy).
- Meat & Justice – zanim przejdę do przyjemniejszych punktów ostrzeżenie. Najpopularniejsza knajpa we Lwowie, z katem wskazującym stolik, zapachem ogromnych ilości grillowanego mięsa, rachunkiem przebijanym toporem i wielkimi kolejkami przed wejściem. Bez względu na porę dnia przed drzwiami spotkacie tłum ludzi czekających na stolik, ale nie załamujcie się na sam jego widok – obsługa zaprasza gości w zależności od ilości zwalniających się miejsc, więc będąc na dwudziestym miejscu możecie równie dobrze wejść jako pierwsi – kwestia trafu. Niestety samo jedzenie było wielkim zawodem – kosztujący 80zł stek był najgorszym jaki jadłam w życiu, nie dającym się pokroić ani tym bardziej przeżuć (po brutalnym odkrojeniu 3 kawałków, czyli jakieś 1/5 całości, zrezygnowałam). Być może nie bez powodu pozostali goście zamawiali kiełbaski lub grillowane kawałki mięsa.
- At Arsenal – klimatyczna piwnica miejskiego arsenału, gdzie w bardzo oryginalny sposób (ha, tego nie zdradzę, sprawdźcie sami) serwują świetne żeberka. Porcje są spore! 4 porcje/4 osoby pokonały nas – co prawda symbolicznie, bo tylko jedno żeberko wyjechało z zabitą biała flagą (dosłownie!), ale jednak.
- Khinkalʹnya Na Fedorova – pyszne khinkali, delikatne chachapuri i gruzińskie wino. Prawdziwe smaki Gruzji, idealnie przyrządzone.
- Teatr Piwa „Pravda” – jeśli będąc na Rynku na jednym w jego rogów ujrzycie tłum ludzi przed industrialnym, kilkupoziomowym lokalem, to wiedzcie, że jesteście w dobrym miejscu. Jedno z najpopularniejszych miejsc na posiedzenie ze znajomymi jest puste tylko w godzinach zamknięcia – zazwyczaj ciężko tam o stolik (nam się nie udało, pomimo podejmowania tej próby kilkukrotnie), warto jednak chociażby zajrzeć do środka i być może wynieść jakieś piwko ze sobą – pełen asortyment jest dostępny w sprzedaży w butelkach.
- Atlas – jeden z najbardziej znanych lwowskich lokali, znajdujący się na samym rogu Rynku. To tutaj spotykali się najsławniejsi polscy poeci, malarze, twórcy i politycy okresu międzywojennego. W najgłębiej położonej sali zasiada babcia klozetowa, a porządku pilnuje słynny „Pan Edzio”. W chwili potrzeby na pewno go poznacie ;) Ceny w Atlasie, nieco wygórowane jak na ukraińskie warunki, są bardzo przystępne dla polskiego portfela – zarówno z menu kawiarni, jak i restauracji.
- Kawiarnia na tarasie widokowym hotelu Dniestr – jedno z lepszych punktów widokowych na miasto, a przy okazji dobre miejsce na deser!
- Cukiernia na ul. Starojewrejska 3, zaraz przy Rynku – jeśli macie ochotę na naprawdę dobre ciasto w fajnym wnętrzu, odwiedźcie koniecznie. Odrazu ostrzegam, że menu jest ogromne, więc wybór będzie ciężki – przetestowany przeze mnie Napoleon zwala z nóg! :)
Co przywieźć ze sobą
Pomijając standardowe turystyczne magnesu, bibeloty i gadżety, na Ukrainie warto kupić:
- alkohol! W wielu zlokalizowanych w okolicy Runku sklepach i knajpkach znajdziemy szeroki wachlarz smaków, często niedostępnych u nas, a przy tym w lepszych cenach. Nalewki o smaku pomarańczowym, dereniowym czy owoców leśnych pewnie nie zrobią na was wielkiego wrażenia, ale czy ktoś próbował chrzanowej? Ja tak, i potwierdzam, że to ciekawe doświadczenie – na pewno warte spróbowania ;)
- chałwę – prawdziwą, słonecznikową, w wielkich sztabach, która kosztuje tu grosze,
- słodycze Roshen – czekolady, praliny, ciasteczka, herbatniki i wiele innych dobroci prosto z fabryki Petra Poroshenki najlepiej kupić w sklepie firmowym. Jeden z nich znajduje się w okolicy Opery Lwowskiej – samoobsługowy, więc oglądać i wybierać można do woli.
Dowód na to, że Polacy są wszędzie ????
Piękne zdjęcia:) Umiliły mi przerwę w pracy. Pozdrawiam!
Dzięki! Zapraszam ponownie gdy w pracy traf się wolna chwila ;)