Plan na pomajówkowy piękny poniedziałek zakładał wizytę w Bieszczadach i przejechanie Wielkiej Pętli (dodatkowo Małej, gdyby sił, pogody i czasu wystarczyło. Prognozy pogody zgadzały się aż do ostatniego dnia przed i skutecznie zniechęciły mnie do wyjazdu – 10*C i przelotne opady to nie to, czego się szuka na motocyklowej wyprawie.
Jeżdżąc palcem po mapie w poszukiwaniu alternatywy na szybki przelot na północy od Rzeszowa (szukając na południu jakoś za każdym razem pętla zahaczała o Lesko lub Nisko, a stamtąd już rzut kamieniem w Biesy – zbytnia pokusa!), szukając terenów zielonych/pagórów/lasów dojechałam aż do Sandomierza, gdzie w oko wpadł mi Rezerwat Przyrody Pieprzowe Góry. Bardzo ogólnikowo kojarzę panoramę tamtejszych okolic, ale biorąc pod uwagę, że zupełnie NIC tam nie wystaje ponad średnią sprawdziłam definicję „góry”. Otóż:
Góra – wypukła forma ukształtowania terenu o wysokości względnej większej niż 300 m.
Góry Pieprzowe to dla laika kilka pagórków porośniętych dzikimi różami, sady morelowe i dzikie wiśnie, starorzecze Wisły, morze lasów i piękny widok na Sandomierz. Przez cały ten przybytek prowadzi ścieżka, biegnąca przez stoki i rozdoły, ubezpieczana na wielu fragmentach linowym płotkiem.
Dla geologa będą to łupki powstałe jako osady w morzu kambryjskim ok. 500mln lat temu, pofałdowane i zerodowane w tak specyficzny sposób, że zwietrzelina kształtem i formą przypomina ziarna pieprzu – skąd wzięła się nazwa tego miejsca (w wyniku tegorocznej suszy było tam również sucho jak pieprz ;)
Góry Pieprzowe leżą częściowo na terenie Sandomierza i częściowo na terenie gminy Dwikozy. Do rezerwatu można dostać się czerwonym szlakiem turystycznym Gołoszyce-Annopol z centrum Sandomierza, na nieco ponad dwukilometrowy spacer, albo podjechać samochodem – oficjalnego parkingu nie ma, na poboczach zakazy, ale na jednym czy dwóch podwórkach za opłatą można zostawić auto.
Przy okazji nakręcone 201km ;)