Zapowiada nam się wyjątkowo krótki dzień – w planach mamy zdobycie jednej przełęczy, a potem transfer w stronę Gilgit, do kolejnej doliny. No ale po kolei!
Phander to nazwa doliny, w której się znajdujemy, wioski oraz położonego poniżej hotelu jeziora. W Pakistanie to dosyć częsty przypadek, że jedna nazwa ogarnia kilka elementów krajobrazu – chcąc mniej-więcej orientować się w regionie wystarczy poznać kilka głównych punktów orientacyjnych, reszta podpowiada się sama.
Po wyjeździe z hotelu kierujemy się na zachód. Słońce wisi już dosyć wysoko, na niebie prawie żadnej chmurki. Taką pogodę mamy zresztą przez cały 2-tygodniowy wyjazd – popadało zaledwie 2h w ciągu jednego dnia, jeszcze zanim zdążyliśmy wstać. Po moich ostatnich wojażach po Szwecji czy Finlandii, gdy trafiałam na obfite opady przez co najmniej połowę wyjazdu, sama nie wierzę w ten uśmiech losu.
W okolicy praktycznie nie istnieje ruch drogowy – co prawda wielu mieszkańców ma tu motocykl czy samochód, ale zdecydowaną większość codziennych spraw można załatwić na piechotę. O tej porze spotykamy głównie pasterzy wyganiających zwierzęta na pastwiska czy idące do szkoły dzieci – zazwyczaj grupkami, w najróżniejszych mundurkach i w dużej ilości.
Od wyjazdu z hotelu do przełęczy mamy ok. 50km w jedną stronę, co oznacza 2, może 3 godziny jazdy – z robieniem zdjęć i zbieraniem grupy na jedynym dzisiaj punkcie kontrolnym policji (na wysokości Langar) może to być bardziej 3. Po drodze mamy drogi przez wioski, szerokie i nieco węższe szutrostrady, jeden trochę porozwalany odcinek gdzie bawimy się w szukanie optymalnej ścieżki przejazdu, górski brodzik i otwarte przestrzenie gdzie można trochę odkręcić manetkę.
Przełęcz Shandur znajduje się na wysokości 3800m n.p.m. i jest punktem łączącym 2 prowincje: Gilgit-Baltistan i Chitral. Shandur często nazywana jest Dachem Świata.
Najwyższy punkt przełęczy znajduje się już na terenie Chitral, do którego wjazdu strzeże kontrola wojskowa – przy dobrych wiatrach da się uzgodnić ze strażnikiem przejazd kawałeczek dalej za szlaban, tak tylko na chwilkę.
Na samej przełęczy znajduje się jeden bardzo ciekawy obiekt – boisko do gry w polo. To najwyżej położone tego typu boisko na świecie leży na 3700m n.p.m i jest corocznym miejscem zmagań drużyn z Chitral i Gilgit w turnieju Shandur Polo Festival.
Rozgrywane tutaj mecze to klasyczne polo górskie w stylu dowolnym w czystej postaci – nie ma tu sędziów i nie ma żadnych zakazanych chwytów, co oznacza, że przy odpowiedniej dozie odwagi można wjechać prosto w przeciwnika. Zarówno gracze, jak i konie, dobierani są w czasie lokalnych rozgrywek w obu prowincjach. W czasie turnieju 4 drużyny po 6 członków, do tego 2 do 4 rezerwowych na zespół, walczą o punkty w trwającym godzinę meczu (2 połowy + przerwa). Wygrywa najlepszy – czyli drużyna, która zdobędzie więcej punktów.
Ciekawostka: tutejsze boisko swego czasu nazywane było Mas Junali, co w języku Khowar oznacza „boisko polo w świetle księżyca„.
Jakieś 150m przed wojskową budką znajdziecie niski mały budynek, gdzie można dostać coś do jedzenia albo chai (bardzo szybko podczas tej wyprawy wyklarowały się 2 obozy: jeden zamawiający zawsze milky chai, drugi zieloną lub czarną herbatę). Namiary na ten punkt znajdziecie dokładnie tutaj: Shandur Shabab Hotel and Restaurant – niech was jednak nie zwiedzie nazwa bo z hotelem nie ma to nic wspólnego :)
Ponieważ mamy bardzo rozsądny czas i ciągle dużo sił możemy się po drodze trochę pobawić – mały brodzik i przecudnej urody lasek są jak znalazł.
Na ostatnim kilometrze, dosłownie kilkaset metrów przed samym hotelem czeka nas mała niespodzianka – gruzowisko runęło na drogę, przejazd został zamknięty. Co prawda 200m wcześniej widzieliśmy poukładane na drodze kamienie sugerujące zjazd w lewo przez wioskę (odpowiednik naszych pachołków), ale nikt nie skojarzył, że pewnie warto byłoby rzeczywiście jechać tamtędy.
Ma to swoje plusy – dojeżdżamy do hotelu dosłownie 10 minut później, ale za to fajnymi wąskimi lokalnymi ścieżkami (znalazł się nawet kawałek piaskownicy) i zupełnym przypadkiem przejeżdżamy nad samym brzegiem jeziora Phander. To jedno z 4 jezior w tej dolinie, największe.
Po obiedzie czeka nas jeszcze tylko jeden transfer – opuszczamy Phander i przenosimy się do doliny Yasin, w rodzinne strony Jamsheda.
Dzisiejszy odcinek: 179km